niedziela, 22 grudnia 2013

03 | In fact I had a choice |

       Obcowanie z dziećmi było rzeczą, która została mi wpojona zaraz po skończeniu pięciu lat, kiedy to urodziła się moja młodsza siostra, więc opiekowanie się dzieciakami było dla mnie pestką. Dlatego też w każdej wolnej chwili, pomagałam sąsiadce i przyjaciółce zaopiekować się jej dziećmi, kiedy ta musiała wyjść na ważne spotkanie lub do spa. Nie dlatego, że brakowało mi pieniędzy, wręcz przeciwnie. Jednak czułam się jak w domu, kiedy biegała wokół mnie śliczna czteroletnia Ivy z cudownymi, brązowymi, kręconymi lekko włoskami i gdy w moich ramionach spał maleńki Jake. Po prostu wspominałam wtedy czas spędzany w domu rodzinnym, kiedy jeszcze żyła moja mama.
        Siedząc na kanapie z małym dzieckiem w rękach, a drugim biegającym po mieszkaniu za kotem, miałam idealny czas, aby wszystko przemyśleć. Dwa tygodnie po powrocie z Nowego York'u do mojego ukochanego Los Angeles zrozumiałam, że nie do końca lubię wyjazdy, mimo, iż zwykle są one świetne, ponieważ otaczają mnie osoby, które kocham. Jednak chyba jestem zbytnio przywiązana do swoich cudownych czterech ścian i widoku na ocean, że opuszczanie gniazdka jest mi niezbyt wskazane. Szybszy powrót z NY jednak nie był spowodowany tym... Wyciągnęłam się wygodniej na kanapie, odchylając głowę do lekko do tyłu, aby sprawdzić, czy Ivy nie uciekła spoza zasięgu mojego wzroku, co niestety się stało. Odłożyłam maleństwo do wózka i szybko podbiegłam do przedpokoju, aby zobaczyć gdzie podział się brązowowłosy aniołek.  Ku mojemu zaskoczeniu, mała stała przed drzwiami wyjściowymi i kiedy mnie ujrzała, szybko do mnie podbiegła i przytuliła mnie mocno.
- Stało się coś słoneczko? - zapytałam marszcząc czoło i przykucnęłam, abym mogła spojrzeć w jej oczy.
- Ktoś pukał. - powiedziała cicho, wskazując na drzwi od apartamentu.
- Oj nie, kochanie, ja nic nie słyszałam... - powiedziałam jej odgarniając kosmyk jej włosów za ucho, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. - Może miałaś jednak rację. - zaśmiałam się i wstałam, biorąc dziewczynkę za rękę i podeszłam do drzwi. Nacisnęłam na pozłacaną klamkę, otwierając drzwi i wyjrzałam za nie, lekko się wychylając. Osoby, którą za nimi ujrzałam z pewnością nie oczekiwałam tutaj, w moim mieszkaniu, na drugim końcu Stanów Zjednoczonych.
- Hej Zoe... - powitał mnie ze swoim pięknym brytyjskim akcentem... chwila chwila jak ja mogę mówić, że pięknym... - Możemy pogadać?
- Uhm... jasne. - powiedziałam z braku stosownej wymówki i otworzyłam drzwi nieco szerzej, aby wpuścić go do mieszkania.
- Ładnie tutaj masz. - skomentował, rozglądając się wokół.
- Dzięki? - podziękowałam, jednak zabrzmiało to trochę jak pytanie. Nie wiedząc co dodać, odchrząknęłam. - Napijesz się czegoś? - zapytałam lekko zmieszana.
- Nie, dzięki, nie chcę zawracać głowy... - powiedział przeczesując włosy. - Chciałbym tylko pogadać o tym co miało miejsce w Nowym York'u.
- Oh.. więc tędy. - poprowadziłam go w stronę salonu i wskazałam mu, aby usiadł na kanapie.
- A co to za śliczna młoda dama? - zaśmiał się siadając obok bawiącej się z moim kotem Ivy. - Nie wiedziałem, że masz dzieci... - rzekł zmieszany.
- To nie moje dzieci, tylko przyjaciółki. - zaśmiałam się dźwięcznie lecz troszkę nerwowo i kazałam Ivy iść pobawić się do mojego pokoju. - Tylko nie nabałagań. - rzekłam do dziewczynki i delikatnie poczochrałam jej loczki. - Więc? - zwróciłam się w stronę chłopaka, kiedy Ivy opuściła pomieszczenie.
- Słuchaj, Zoe... - zaczął, nerwowo przeczesując włosy. - Dlaczego tak szybko wtedy zniknęłaś? - zapytał marszcząc czoło.
- Czy to nie oczywiste? - zapytałam z nutą zdziwienia. - Po tym wszystkim czułam się jak jakaś idiotka, nie wiedziałam w ogóle, że mam tańczyć na czyichś urodzinach, to był zakład no i...
- Wiem. - przerwał mi, może i dobrze, bo zupełnie nie wiedziałam jak się wytłumaczyć. - Zaraz po twoim wyjeździe skontaktowałem się z Tess i wszystko mi powiedziała.
- Oh. - czyli moja przyjaciółka za moimi plecami wszystko sobie uknuła.
- Słuchaj, głupio wyszło, wiem, że źle się czułaś... przepraszam...- kontynuował trochę poddenerwowany
- Harry, nie musisz mnie przepraszać, to nie jest twoja wina, tylko właściwie moja, bo zasługiwałeś na kogoś lepszego, powinni ci najpierw zaoferować jakiś wybór, a nie mnie wpychać od razu... - tłumaczyłam się jak głupia.
- Właściwie miałem wybór. - rzekł patrząc na mnie wielkimi, zielonymi oczami. - I tak się składa, ze wybrałem ciebie...

1 komentarz:

  1. Wow
    Styles w mieszkaniu Zoe?
    Tego sie nie spodziewalam!
    Rozdział krótki, ale posiada swoją magię ;)
    Kocham! x

    OdpowiedzUsuń